niedziela, 4 maja 2014

Break, but no break down

Przepraszam za tą długą przerwę w postowaniu, ale ostatnio cały czas gdzieś wyjeżdżałam, albo byłam pod jakimś nadzorem, więc ciężko mi było coś napisać.

U mnie w sumie nie ma zbyt wielu zmian. Cały czas walczę, przez czas mojej nieobecności pojawiło się kilka zielonych dni, były też te gorsze. Podstawową zmianą jest to, że nie zapisuje posiłków. Rezygnacja z kontrolowania posiłków była spowodowana prostą przyczyną, pchało mnie to w stronę anoreksji, a nie chcę tego ryzykować.

Przez majówkę oczywiście bilanse się trochę podniosły, tak mi się przynajmniej wydaje. :)

Zaraz odwiedzam Wasze blogi, muszę nadrobić zaległości. ;)

Trzymajcie się motylki :*




piątek, 25 kwietnia 2014

Zielone dni :)





Bilans z wczoraj :
ŚN:
-serek wiejski lekki
-łyżeczka miodu
-mała kromka chleba razowego
IIŚN:
-kanapka : 2 kromki chleba graham, ser żółty, 2 plastry pomidora, 4 plastry ogórka zielonego
-jabłko
-no i niestety 1/2 drożdżówki z serem, taka mniejsza
OB:
-1/2 miseczki krupniku
-omlet z 2 jaj
POD:
-kawa
KOL:
-danio waniliowe
-banan

Bilans z dzisiaj:
ŚN:
-bułka z ziarnami
-łyżka sera twarogowego, 3 plastry pomidora, 4 plastry ogórka
-cappuccino
IIŚN:
-tymbark fruktajl truskawka-banan
OB:
-1/2 torebki ryżu
-kawałek smażonej ryby
-porcja brokuła (ok 1/3 główki brokuła)








Wczoraj nie miałam napadu, dzisiaj też nie, ale nie mów hop.. Więc nic pewnego nie mówię odnośnie dzisiejszego dnia. Nigdy nie nastawiam się ani na dobry dzień, ani na zły. Co ma być to będzie. Codziennie się staram z całych sił, ale wiecie jak to jest.. Człowiek jest tylko człowiekiem i czasami choroba przejmuje kontrole.
Mimo wszystko jest lepiej, dawno nie zdarzyły mi się 2 zielone dni, dzisiaj jeśli się uda, będzie 3:)

Mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze.
Trzymajcie się chudo :*

środa, 23 kwietnia 2014

Zaległości ;)

Dzisiaj napisze Wam zaległe bilanse. Poprzednie dni podam w kaloriach, nie ma sensu żebym pisała Wam, co jadłam. W święta bilanse głównie nabijały mi oczywiście słodkości.

poniedziałek 21.04.2014 : 1523 kcal
wtorek 22.04.2014 : 1139 kcal



Bilans dzisiejszy :
ŚN :
- 1/2 szklanki mleka 2%
- 3 łyżki musli tropikalnego
2ŚN :
- grahamka z plastrem pasztetu sojowego, 2 plastry pomidora, 3 plastry ogórka
- kanapka : 2 kromki chleba pszennego, 2 plastry pomidora, liść sałaty
OB:
- 1/2 miseczki krupniku (nabierałam praktycznie bez kaszy i ziemniaków, więc niekalorycznie :P)
- omlet z 2 jaj
KOL:
- pomarańcza
- 2 pieguski (sorki, ale musiałam haha :P)


Za to dzisiaj bez napadów, zielony dzień do kolekcji. ;)





Pewnie zaraz wypiję kawę. Czy coś jeszcze zjem, nie wiem. Ale jakiś owoc powinien wpaść, możliwe, że nawet pojawi się ciastko, ale tylko jedno, żeby nie prowokować głupich myśli. Dzisiaj bilans chyba jest nawet ładny. :)

Nie zmniejszam drastycznie kaloryczności, bo pewnie skutkowałoby to u mnie niepohamowanym głodem, za którym stąpają moje ukochane napady. :)
Aczkolwiek dzisiaj kalorii nie jest zbyt dużo, dlatego mogę sobie pozwolić na jakąś lekką kolację, typu owoce, czy warzywa. :)











Trzymajcie się :*

wtorek, 22 kwietnia 2014

Wczoraj = zwycięstwo!

Kochane, wczoraj był mój pierwszy dzień bez wymiotów i nawet bez prób wymiotowania, czy myślenia o zwymiotowaniu. Z tym ostatnim to może nie do końca, bo oczywiście myślenie o wymiotowaniu towarzyszy mi nieustannie. Nie miałam natomiast napadu i zaczęłam czuć smak słodkiego.
Moje częste napady z naciskiem na słodkie rzeczy spowodowały, że przestawałam czuć ich smak. Zawsze bardzo lubiłam słodycze, są moją największą słabością, ale też sprawiały mi najwięcej radości.

Ostatnio myślałam o tym, jakie krzywdy wyrządza mi bulimia. Oprócz zdrowotnych aspektów, które są oczywiste, jest też wiele innych rzeczy, które odbiera mi ta choroba. Między innymi jest to radość z jedzenia, którą zawsze w sobie miałam.
Lubię jeść i pić ładne rzeczy, jem oczami tak samo jak kubkami smakowymi. Mam swoje ulubione przedmioty, które służą mi przy posiłkach, przykładowo talerz, czy kubek. Mogę śmiało powiedzieć, że mam swój własny świat, jeśli chodzi o jedzenie. Lubię jeść sama, cieszyć się tą przyjemnością, jaką jest spożywanie posiłków.
Bulimia i anoreksja odebrały mi to w dużym stopniu.



Najpierw anoreksja, jadłam mniej i ograniczałam wszystko, co się dało. Jadłam jak najmniej tłuste rzeczy - jest to oczywiście zdrowe, ale do pewnego stopnia. Kiedy wszyscy cieszyli się świeżo upieczoną szarlotką z lodami, ja już myślałam ile przez nią przytyję, jak się z niej "oczyszczę". Zjedzenie ponadprogramowe było jak popełnienie zbrodni. A przecież tak jest w życiu, raz zjesz mniej, raz więcej, najważniejsze mieć stałą wagę i tryb żywienia, wtedy nawet przy lekkich wychyleniach zawsze wracasz do formy. Tak było w życiu ludzi dookoła, ale nie w moim. Ja musiałam trzymać się w schemacie. Przecież nie mogłam żyć jak inni, ja na pewno musiałabym za to dużo zapłacić. Nie mogłam jeść normalnie, jak inni. Niech inni jedzą, jak chcą, ja chce być chuda. Nie zauważyłam jak życie i zdrowie uciekają mi przez palce.


Chciałam z tego wyjść, był taki czas, że mi się to udało. Zaczęłam jeść normalnie, pozbywałam się powoli obsesyjnego panowania nad tym, co jem. Jednak kiedy waga podniosła się zbyt szybko, spanikowałam. I wtedy nadszedł ten dzień, w którym po raz pierwszy mój żołądek został zmuszony do przyśpieszonego usunięcia "trucizny".


Bulimia, to kolejna katorga przez którą przechodziłam.. i przechodzę do teraz. Najpierw było to wymiotowanie w "awaryjnych sytuacjach" i przeważnie nie udawało się zbyt wiele zwymiotować. Bolało mnie gardło, miałam anginę, udawało mi się zrezygnować, gdy czułam, że już nie mogę. Niebezpiecznie zrobiło się kiedy "wymiotowanie, bo za dużo zjadłam" przerodziło się w "jedzenie za dużo, żeby zwymiotować". Śmiało można powiedzieć, że bulimia i anoreksja uzależniają. Wymiotowałam, kiedy się dało, a kiedy się nie dało, i tak znajdowałam sposób. Najwygodniej było, gdy zostawałam sama w domu. Bulimia kreowała się w moim umyśle na sposób "na zjedzenie wszystkiego, na co masz ochotę". Po czasie zrozumiałam, że przez obżeranie się tymi rzeczami, przestaje mieć na nie ochotę. Miałam dosyć samej siebie, tego co sobie robię, wymiotów.. wszystkiego. Chwilami chciałam zniknąć z powierzchni ziemi. Byłam na dnie.

Teraz walczę, robię co mogę, mam wsparcie rodziny, przyjaciół i Wasze. ;) Wiem, że mogę z tego wyjść, ale wymaga to dużo pracy i silnej woli. Tej silnej woli, która mnie wepchnęła w tą pułapkę. Mam zamiar teraz jej użyć, żeby sobie pomóc.
Przez pewien czas bulimia wydawała mi się jedynym sposobem wyjścia z anoreksji, i odwrotnie. Teraz wiem, że mogę pokonać je, użyć do walki. Jedną i drugą, zamknąć je razem, aż się pozabijają. I taki jest mój plan. ;)

Trzymajcie się chudzinki :*


niedziela, 20 kwietnia 2014

Na szybko

Cześć kochane, piszę do Was na szybko, żeby tylko Wam zakomunikować, jak mi idzie.

Wczoraj miałam dwa napady. Dzisiaj nie miałam żadnego, a raczej nie powinnam nic już zjeść, no chyba, że owoc jakiś. Wieczorem wybieram się na imprezę, więc trochę spalę.

Przepraszam Was, ale nie mam czasu Wam opisać dokładnie bilansów. Są święta, więc kalorii jest sporo niestety. Na szczęście jedzenia już dużo nie zostało, więc od jutra mogę spokojnie trochę obniżyć kaloryczność.
Trochę się wstydzę tu pisać zjedzonych kalorii przy Waszych malutkich bilansach, no ale jak same wiecie u mnie nie chodzi o drastyczną dietę, więc musicie mi wybaczyć te przerażające dla Was liczby. :)
Bilans wczoraj :1329
Bilans dzisiaj : 1735 - i co najlepsze bez napadów, po prostu zjadłam dużo słodyczy, no i dzisiaj niedziela, więc obiad też był kaloryczny :P

Trzymajcie się, buziaki :*

piątek, 18 kwietnia 2014

On and on..

Dzisiaj jest jeden z cięższych dni.. Takich, w których nie mam siły i najchętniej wybiegłabym z domu i biegła bez końca.

Po śniadaniu znowu miałam napad, ale w moich napadach nie chodzi o jedzenie, tylko o emocje. Z resztą anoreksja i bulimia to nie choroby, tylko objawy. Objawy tego, że coś w naszym życiu jest załamane, że nie radzimy sobie z rzeczywistością. Nie mamy kontroli nad otoczeniem, więc kontrolujemy to, co możemy. Przecież nikt nie zabroni nam wymiotować, musieliby przywiązać mnie do krzesła. Nikt nie zmusi Was do jedzenia, musieliby podłączyć Wam sondę. Jedzenie, to bardzo prywatna sfera, możemy zabronić dostępu do niej komukolwiek.

Ja zjadam wszystkie emocje, opycham się nimi, tylko po to, żeby je z siebie "WYRZUCIĆ", a że nie znalazłam innego sposobu niż wymiotowanie, to właśnie tak sobie z nimi radzę. Muszę nauczyć się inaczej uwalniać od napięcia, ale jeszcze nie wiem jak..

Poza tym wszystko dobrze, piękna pogoda, trochę sprzątałam od rana. Muszę jeszcze iść posprzątać pokój, bo nie miałam siły wcześniej, a raczej kręciło mi się w głowie.

Trzymajcie za mnie kciuki, tak bardzo chcę przetrwać święta bez napadów. Już nie mam siły, nie chcę niszczyć swojego organizmu, nie mogę już...


Bilans:

ŚN:
- 2x graham
- 2x liść sałaty
- 1/2 jajka gotowanego
- 2x plaster pomidora

Kolejna porażka, czyli napad...

2ŚN:
- banan
- gruszka

OB:
- 2x mały kawałek ryby w panierce
- 1,5 ziemniaka
- sałata z sosem jogurtowym (1/2 jogurtu naturalnego)

Kolejny napad, brak sił.

POD:
- jabłko
- 2x marchew

Trzymajcie się, buziaki :*

A to piosenka na dziś :
https://www.youtube.com/watch?v=Qc9c12q3mrc



czwartek, 17 kwietnia 2014

Sunshine ;)

U mnie za oknem piękna pogoda. Nowy dzień = nowe szanse. Jak dotąd wszystko idzie po dobrej myśli.

ŚN:
- bułka z ziarnami (trochę mniejsza, niż standardowa grahamka)
- jajko gotowane
- 4 plastry pomidora
- szczypiorek
+ kawa oczywiście :)

2ŚN:
- pomarańcza
- banan

W międzyczasie napad, ciasto wygrało.

OB:
- małe frytki KFC (179 kcal)
- 1x hot&spicy strips KFC (92 kcal)
- nóżka kurczaka KFC (170 kcal)
- szklanka Ice Tea (72 kcal)
Obiad KFC, ale myślę, że z kaloriami tragicznie nie jest.

POD:
- miseczka sałatki warzywnej z jajkiem bez majonezu (nie wiem ile to może mieć kcal, wszystko gotowane)

KOL:
jabłko

Będę uzupełniać bilans w ciągu dnia, z uwagi na to, że mam na to czas, kiedy siedzę w domu. Wczoraj wieczorem, a raczej w nocy przygotowałam sobie sałatkę z kurczakiem, kukurydzą, sałatą lodową, ogórkiem kiszonym i cebulą. Dodam do niej ewentualnie pomidora i może jakiś jogurt naturalny.
Dzisiaj rano przygotowałam już kolejną sałatkę, haha. Zielone życie mi się szykuje, jak widzicie. Dzisiejsza sałatka jest z gotowanych warzyw (w większości). A dokładnie : ziemniak, brokuł, marchew, seler, pietruszka, do tego kukurydza, ogórek kiszony, jajko i to już chyba wszystko. Nie wiem ile dokładnie tego w niej jest, bo mama szykowała ją na święta a ja odłożyłam sobie miseczkę wersji bez majonezu, ale to warzywa, więc liczenie kalorii jest w tym przypadku niekonieczne. Mimo iż nie ma w niej żadnego dodatku w postaci sosu itp., to jest bardzo smaczna, więc zbędny tłuszcz można spokojnie odrzucić.


Oczywiście w domu zaczęło się pieczenie ciast i innych tłustych i kalorycznych rzeczy na święta. Muszę Wam powiedzieć, że bardzo się boję tych świąt. Nie dlatego, że zjedzenia ciasta spowoduje przytycie, ale bardziej, że ilość jedzenia będzie mnie prowokowała do objadania się. A w domu będzie dużo osób, więc będę pod kontrolą, boję się, że to wszystko mnie przytłoczy i wpadnę w jakiś stan histerii. No ale zobaczymy, jak to będzie, nie ma co zakładać najgorszego.


Najlepiej by było, gdybym się powstrzymała od jedzenia ciast i obżerania się, ale te z Was, które przeżywają to, co ja wiedzą, jakie to kuszące : "Mogę się opchać, przecież w razie czego zwymiotuję.", a potem z górki..

Mimo wszystko jestem pozytywnie nastawiona, mam nadzieję, że dam radę. Dzisiaj jadę na przejażdżkę rowerem, zasadziłam rzeżuchę, jutro szykuje się sprzątanie, no chyba, że dzisiaj mi się zachce i już zacznę. :P

P.S. Nie wiem, jak Wy, ale ja już nie mogę się doczekać lata i wszystkich świeżych owoców i warzyw. Mam zamiar tego roku jeść ich jak najwięcej. I jeśli będę miała odpowiedni sprzęt, to zacznę robić koktajle haha :P







Trzymajcie się ciepło :*